Newsletter

Zostaw adres e-mail, aby śledzić najważniejsze trendy.

Ludzie20 września 2016

Clive Thompson: Wartościowy blog pozwala usłyszeć głos pojedynczego umysłu [rozmowa]

Social trend

Za każdym razem, gdy dostaję na iPada nowe wydanie magazynu Wired, jednego z tytułów, które prenumeruję od wielu lat, pierwszym co robię jest lektura Jego nowego felietonu. Bardzo lubię sposób, w  jaki przedstawia i analizuje wpływ nowych technologii na nasze życie „tu i teraz”. Co ważne, swoje przemyślenia potrafi sformułować w prosty i przystępny sposób, mieszcząc szereg trafnych – choć nie zawsze najbardziej bezpiecznych – spostrzeżeń w bardzo krótkiej formie. Było mi więc wyjątkowo miło, gdy organizatorzy Blog Forum Gdańsk już w trakcie edycji 2015 poprosili mnie o rekomendację osoby, która – podobnie jak Austin Kleon w roku ubiegłym, zarekomendowany przez Natalię Hatalską – mogłaby zostać keynote speakerem podczas siódmej odsłony tej konferencji. Moja rekomendacja była błyskawiczna. Clive Thompson, wieloletni felietonista Wired, dziennikarz „The New York Times”, autor bestsellera „Smarter than you think” to osoba, która w naturalny sposób wpisuje się w ideę Blog Forum Gdańsk – imprezy dla twórców internetowych, zwolenników nowych technologii, garściami czerpiących z wolności słowa i ceniących ten przywilej.

Clive w swojej książce i publikacjach wielokrotnie podejmuje tematy zmian w blogosferze, ograniczania swobody wypowiadania się w internecie, publikowania w erze cyfrowej oraz wykorzystywania technologii do wyższych celów. W najbliższy weekend odwiedzi Gdańsk i da wystąpienie podczas pierwszego dnia BFG. Jego prezentacja nosi tytuł: „The power of public thinking: How bloggers are changing the world for the better”. Prelekcja będzie dostępna na żywo online, tak jak i całe dwa dni wydarzenia. 

Dwa tygodnie temu rozmawiałem z Clive’em przez Skype’a, chcąc tym samym przybliżyć Wam Jego osobę, poglądy i przemyślenia. Poniżej zapis naszej ponad godzinnej konwersacji. Zapraszam. 

Adam Przeździęk: Przyjeżdżasz do Gdańska na Blog Forum Gdańsk, jedno z największych wydarzeń twórców internetowych w tej części Europy. Mam nadzieje, że będzie Ci się podobało, nie tylko sam event, ale także miasto, które ma niesamowity klimat.

Clive Thompson : Bardzo cieszę się na myśl o tym wydarzeniu i mojej wizycie w Polsce. Nie mogę się doczekać.

AP: Kim dla Ciebie są dziś blogerzy i jaką rolę według Ciebie spełniają?

CT: To, czym dla mnie jest pisanie blogu da się wyjaśnić w prosty sposób. To nic innego jak głośne myślenie, w dodatku silnie upublicznione. To mówienie o naszych zainteresowaniach, o sprawach, które nas zajmują, o rzeczach, na temat których rozmyślamy. To nasze przemyślenia, które znajdują swoich odbiorców w Internecie. W dzisiejszych czasach nasza ekspresja w sieci może przybierać naprawdę wiele form, to nie tylko słowo pisane. To, co tak naprawdę robisz, to próba myślenia o czymś ważnym dla Ciebie i dzielenie się tym. Dla mnie to jest prawdziwa esencja blogowania. Kluczowe jest również zainteresowanie rozmową z drugim człowiekiem. Idea pisania blogu zakłada, że odbiorcy mogą słuchać, odbierać, ale i reagować. To właśnie ta część, która odróżnia blogowanie od tradycyjnego dziennikarstwa. Przez ostatnie dziesięciolecia podstawą dziennikarstwa był nadawca. Odbiorca natomiast nie robił nic innego oprócz słuchania, ponieważ nie miał możliwości konfrontacji poglądów. Tak naprawdę żaden sposób dialogu z nadawcą nie istniał. Pisanie blogu to komunikacja dwustronna, to oczekiwanie na informacje zwrotną ze strony czytelników i reakcja autora na ich komentarze. To także bycie na bieżąco z tym, co ludzie mówią i myślą. Tak ja definiuję istotę tworzenia blogów.

AP: A jaką funkcję w przyszłości mogą spełniać blogi? Czy słowo pisane ma szansę się obronić w obliczu tak gwałtownego rozwoju treści video?

CT: Treści video stają się niesamowicie popularnym środkiem przekazu informacji, ale sądzę, że da się to również połączyć z tworzeniem blogu. Na początku na blogach istniał tylko tekst, gdy zostały one wzbogacone o możliwość dodawania video widać, że ludzie oglądają to, reagują, i co najważniejsze, podoba im się połączenie tekstu z video. Oczywiście ogromna popularność treści filmowych to niezbyt dobra informacja dla osób, które pragną wyłącznie pisać i którzy doceniają słowo pisane. Powód jest prosty – jeśli masz zamiar tylko pisać, to musisz być świadomy, że to przyciąga znacznie mniejsze grono odbiorców w porównaniu z liczbą internautów poszukujących wrażeń wizualnych. W dłuższej perspektywie mnie to jednak nie martwi i zupełnie mi to nie przeszkadza. Uważam nawet, że ma to swoją dobrą stronę, ponieważ jedną z korzyści płynących z pisania blogu od zawsze jest interakcja i wzajemnie oddziaływanie na siebie odbiorców i twórcy. Tego natomiast nie da się zbudować mając miliony widzów. Twórcy blogów często podkreślają, że warto mieć dużą liczbę czytelników, jednak najlepiej, gdyby to nie była gigantyczna liczba. Gdy czytelników i komentujących jest zbyt dużo, naprawdę trudno to ogarnąć. Nie wiesz, kto jest po drugiej stronie, kto Cię słucha, czyta i ogląda – tracisz kontakt ze swoim audytorium. Z tym właśnie na co dzień borykają się znani youtuberzy, którzy nie mają tak wiele czasu, narzędzi ale i możliwości kontaktu ze swoimi odbiorcami oraz odpowiadania na ich komentarze. W związku z tym stają się dla widzów dużym medium, nadawcą. Kolejną sprawą jest to, że blogowanie nie sprowadza się jedynie do pisania na jednej platformie. To znacznie szersze pojęcie, które ja rozumiem jako publiczne komunikowanie się, poznawanie swoich odbiorców, oczekiwanie, że zareagują na Twoje posty – bez względu, gdzie publikujesz. Prowadzenie rozmów jest istotną częścią bycia internetowym twórcą. Działanie blogera w dzisiejszych czasach ma bardzo szerokie spektrum. Począwszy od krótkich form na Twitterze poprzez pisanie długich postów na blogu lub Facebooku, po tworzenie treści video, media efemeryczne itd. W tym miejscu ponownie warto wspomnieć o youtuberach. To, co oni robią ludzie nazwali videoblogiem, ponieważ pod wieloma względami jest to coś rzeczywiście podobnego. Dla mnie jednak różnica niekoniecznie związana jest ze środkiem przekazu. Nie chodzi tutaj również o konfrontacje tekstu z formatem video. Różnica dotyczy tego, czy Twoją intencją jest nawiązanie dialogu z odbiorcą, czy wyłącznie”nadawanie” oraz zdobywanie coraz szerszego grona widzów. Blogowanie sprawia ludziom przyjemność, bo dzięki temu wyrażają swoje zdanie, poszerzają horyzonty, zdobywają nowe informacje i to działa dwufalowo – nie tylko mówisz, ale także słuchasz, co do powiedzenia mają inni ludzie. To rozmowa. Jeśli natomiast postawiłeś sobie za cel posiadanie 10 milionowej publiczności, która śledzi Twoje poczynania i dodatkowo zarabiasz przy tym spore pieniądze – to również wspaniale, ale wtedy to, co robisz, to nic innego jak tradycyjna forma działalności wydawniczej lub tradycyjne nadawanie. Jesteś jak jednoosobowe „Le Monde”, „The New York Times” CNN albo Univison. Stajesz się nadawcą.

AP: I przez to stopniowo tracisz kontakt ze swoimi odbiorcami.

CT: Dokładnie! Postrzegam pisanie blogu jako naprawdę wyjątkowe zajęcie. Czymś, co najczęściej pozwala mi określić, czy dany blog jest naprawdę wartościowy jest to, że możesz w nim usłyszeć głos pojedynczego umysłu. Nawet jeśli jest to jakiegoś rodzaju blog zbiorowy albo videoblog kilku twórców, ciagle jesteś w stanie wyłapać, że za tym wszystkim stoi osoba, że czytasz lub oglądasz kogoś konkretnego i to jest dla mnie sedno tworzenia w sieci. Takiego stanu nie osiągniesz przy masowych publikacjach, które są dużo bardziej skomercjalizowane, dużo mocniej skupione na milionowych kliknięciach i odsłonach. Wielkie media starają się robić rzeczy, które mają być przede wszystkim ekscytujące lub szokujące, ewentualnie zabawne. To, co rzeczywiście wyróżnia blogi to fakt, że rynek jest otwarty na ich specyficzny rodzaj działalności. Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli pisać i odsetek ludzi, którzy będą zainteresowani czytaniem, oglądaniem i podglądaniem działań innych osób, które zdecydowały się głośno wyrażać swoje poglądy. Uważam także, że wciąż bardzo mały odsetek ludzi należy do grona tych osób, którym chce się w takie blogerskie działanie zaangażować. Jednak jest to ten odsetek ludzi, którzy mogą być bardzo wpływowi. Mogą być świetnymi twórcami, mogą być to ludzie, robiący zupełnie nowatorskie, ale ważne rzeczy lub być politycznie zaangażowani albo aktywni w działaniach społecznych. Stąd też myślę, że przyszłość tego rodzaju blogowania -głośnego myślenia, jest bezpieczna, bez względu na to, jaki środek masowego przekazu się pojawi. To zabawne, bo obserwując zachowania ludzi doszedłem do wniosku, że jeżeli tylko pojawia się jakakolwiek nowinka technologiczna, ludzie starają się blogować przy jej użyciu. Pamiętam, gdy Slack wszedł na rynek, ludzie mówili: „Hej, za pośrednictwem tej aplikacji możemy naprawdę prowadzić długie rozmowy!”. Po czym umieszczali w projektach na Slacku bardzo długie komentarze i odpowiedzi długości 700 albo 800 słów. Przecież to już pachnie blogiem, prawda? Duch blogowania odradza się zawsze wtedy, kiedy tylko nowa technologia ujrzy światło dzienne.

AP: Pomówmy trochę o wiarygodności, jako że jest to wyjątkowo ważne słowo w blogosferze i w mediach ogólnie. Czy to określenie na przestrzeni lat uległo zmianie? Dewaluacji, a może nabrało na sile – w końcu tyle się mówi o sile tzw. Digital influencerów. Co o tym myślisz?

CT: Wiarygodność to termin, który bardzo ciężko jednoznacznie zdefiniować. Dla mnie oznacza on, że ufasz komuś i wiesz, że ta osoba Cię nie okłamuje. Oczywiście istnieje wiele sposobów i złych kierunków działań, które spowodują, że ta wiarygodność może zostać zachwiana lub zniszczona. O to w dzisiejszym świecie mediów naprawdę nie trudno. Jeśli mówisz o środkach przekazu, które są nowe, młode i niewielkich rozmiarów, to w ich przypadku naprawdę ciężko się zorientować, co i kto tak naprawdę mówi. Wielką zaletą, jaka płynie z blogowania jest to, że tak naprawdę każdy może wstać i powiedzieć cokolwiek chce, jednocześnie największą tego wadą jest fakt, że ta osoba może być częścią jakiegoś układu np. politycznego, chcącego pogrążać inny kraj na arenie międzynarodowej. To jest widoczne praktycznie wszędzie, np. Rosja posiada swoją olbrzymią armie działającą w sieci, publikującą często nieprawdziwe treści, to samo jest w Chinach. W USA także działa cała masa ludzi, którzy ślepo popierają wszelkie działania Donalda Trumpa i obnoszą się z tym w sieci, mając tym samym wpływ na innych, choć tak naprawdę to nie są ich prawdziwe poglądy. Trudno ocenia się wiarygodność w świecie, w którym każdy może publikować, bo przecież każdy może to robić tak, jak to sobie wymyśli. Osobiście uważam, że napięcie związane z wiarygodnością nigdy nie zniknie, zarówno w blogosferze jak i w każdej innej formie publikowania, które nie posiada gatekeepera. Z jednej strony łatwość publikowania do szerokiego audytorium to plus wolności słowa, otwartości internetu itd., a z drugiej i minus, właśnie ze względu na problem wiarygodności lub próby manipulowania słowem. Prawda jest taka, że to czytelnicy muszą sami potrafić określić, czy danej osobie można ufać. Wciąż jednak mamy niski poziom medialnej świadomości w społeczeństwie. W naprawdę niewielu krajach uczy się dzieci świadomości medialnej w szkole, a moim zdaniem powinno się to robić. Media kształtują umysły ludzi, a sama wiarygodność jest naprawdę trudnym tematem w obliczu ogólnodostępnej samopublikacji i myślę, że to zawsze będzie duży problem.

AP: A jak postrzegasz temat komercjalizacji (v)blogosfery?

CT: W momencie, w którym blog staje się skomercjalizowany, zarabia duże pieniądze, praktycznie zawsze zaczyna kierować swoje działania w kierunku modelu tradycyjnego publikowania i z czasem przestaje być tym, czym prawdziwy blog powinien być. Przestaje promować prawdziwe publiczne myślenie. Są oczywiście wyjątki. W USA dobrym przykładem jest Josh Marshall, którego blog nosi tytuł „Talking Point Memo”. Josh zaczął pisać posty o tematyce politycznej. Jego popularność rosła, zaczął zatrudniać ludzi, ale mimo to wszystko, co pisze, ciągle ma sens. Kiedy czyta się jego posty czuje się w nich jego samego, jego, który próbuje głośno wyrażać swoje myśli. Jednocześnie Josh słucha swoich czytelników i wchodzi z nimi w długie dyskusje. Możliwe jest więc to, by blog, który staje się wielką, komercyjną platformą, w dalszym ciągu bazował na kluczowych aspektach blogowania – dzieleniu się przemyśleniami i prawdziwym dialogu. Zwykle jednak dzieje się tak, że kiedy blog zaczyna zarabiać duże pieniądze, zmienia się w coś, co przypomina zwyczajną firmę mediową. I ponownie, to niekoniecznie coś złego, mam na myśli, że dobrze, że istnieje wiele dużych środków przekazu informacji, ale one coraz rzadziej pełnią intelektualną funkcję, a to ona właśnie czyni blogowanie wyjątkowym procesem. Interesującym jest to, że da się wyczuć coraz silniejszą potrzebę znalezienia nowego słowa, aby tę aktywność nazwać. Ponieważ słowo blog samo w sobie stało się niewyraźne. Czy oznacza ono coś w rodzaju młodzieżowego pamiętnika, czy może coś na miarę ogromnego amerykańskiego dziennika? Czy obydwa z nich z czystym sumieniem można nazwać blogowaniem? Jeśli definiujesz blog jako publikowanie rzeczy w sieci, to jest to coś, co daje możliwość bardzo dowolnej interpretacji. Jeśli jednak postrzegasz go w sposób, w jaki robie to ja, gdzie blog jest miejscem, w którym ktoś głośno myśli, ktoś oczekuje, że respondenci będą chętnie odpowiadać, ktoś przyjmuje wszystkie interakcje we właściwy sposób, a autor jest niezależny, to w tym przypadku znacznie łatwiej o klarowną definicję. Osobiście czuję potrzebę nowego słowa dla określenia tego zjawiska, ale do końca nie wiem, jak mogłoby ono brzmieć.

AP:  kiedy twórca samoistnie ogranicza swoją wolność twórczą lub wolność wypowiedzi? 

CT: Uważam, że głównym powodem takiego ograniczenia się przez twórcę jest chęć skupienia na tym, co z jego perspektywy jest najważniejsze. Na przykład ja piszę bloga od 12 lat. Jednak moja działalność to zarówno blog, twittowanie, czy obecność na Instagramie – to umożliwia mi prowadzenie wielu ciekawych rozmów. I jeśli porównasz mnie, działającego online, do mnie poza siecią, to zauważysz, że nie poruszam za często „na żywo” tematu polityki. Czasami napomknę odrobinę o tym, jednak tematem dominującym w moich rozmowach poza siecią jest nauka czy technologie. Zdecydowanie częściej rozmawiam o wpływie polityki na rozwój technologii, ale nie poświęcam czasu na rozmowy o partiach politycznych w USA, czy jakimkolwiek innym kraju. Nie poruszam wątków politycznych świadomie. Dlaczego? Ponieważ chciałbym, aby ludzie skupili się na tym, co mam do powiedzenia w zakresie mojej ekspertyzy. Być może pomyślisz sobie, że jestem egocentryczny, ale to jest właśnie sztuka wyboru. Świadomie zdecydowałem na czym się skupiam i dlaczego chcę, aby ludzie chcieli słuchać tego, co mam do powiedzenia. Po drugie, to może wydać się zabawne, ale jednocześnie to zupełnie odrębny przykład ograniczania się. Nigdy nie przeklinam. Nie używam przekleństw, co na blogach bywało kiedyś popularne. Zdarzało mi się to w pierwszym roku blogowania. Potrafiłem klnąć jak szewc, ale w pewnym momencie zdecydowałem, że chce, aby każdy mógł swoim dzieciom pokazać posty na moim blogu, ponieważ ich zdaniem są ciekawe i przydatne również najmłodszym. Chciałem, żeby dzieci od szóstego roku życia mogły czytać to, co piszę i jeszcze wyciągać z tego jakaś naukę. Nie mogłem zniechęcić ich swoim wulgarnym językiem. Taka forma autocenzury – moim zdaniem – jest całkowicie w porządku. Istnieją również inne formy autocenzury, jedną z ważniejszych jest oczywiście ta, dotycząca komercjalizacji i zarabiania poprzez blogowanie.

AP: To miało być moje następne pytanie! Czy obecność reklam i działań sponsorowanych ogranicza kreowanie niezależności i swobody twórcy?

CT: Uważam, że tak i myślę, że ta sytuacja ma miejsce bardzo często. Pozwól, że przytoczę przykład, który zilustruje główny problem. W początkach funkcjonowania blogów w Stanach Zjednoczonych istniał doskonały blog pod nazwą „Mummy Blogs”. Dotyczył on tematyki małżeńskiej, posiadania dzieci, tzw. parentingu, poruszał naprawdę ważne kwestie i robił to w dosyć feministyczny, ale wciąż akceptowalny sposób. Stał się on iskrą do pisania o tematyce, której wiodące środki przekazu nigdy nie zdecydowały się podjąć. I był to klasyczny dowód samopublikacji oraz dopuszczenia ludzi do głosu, udostępnienia im przestrzeni do mówienia o sprawach, które nie ujrzałyby światła dziennego w dużych mediach. Jednak problem pojawił się wtedy, kiedy reklamodawcy zdali sobie sprawę, że blogi tych matek mogły służyć jako doskonała metoda kontaktu z innymi matkami i działań promocyjnych – bo przecież matki ogólnie wydają dużo pieniędzy! Prędko zaczęli oferować im towary, oczekując w zamian recenzji na ich blogach, z zaznaczeniem faktu, że produkty otrzymały zupełnie za darmo. Wszystko przerodziło się w jeden wielki bałagan, rzutujący na wiarygodność publikowanych treści. Problem w tym, że duże organizacje medialne, mające za sobą dziesiątki lat działalności, mają swój zbiór zasad, który pozwala im odeprzeć podobne sytuacje i propozycje. Stawiają mur pomiędzy stroną biznesową a stroną edytorską. Nie jest ona idealna, ale istnieje. Kiedy jednak działasz w małej organizacji –  np. samemu prowadzisz blog i nagle na stole pojawiają się pieniądze, a Ty nie posiadasz żadnego zaplecza, pozwalającego Ci myśleć przez pryzmat zagrożeń, płynących z reklam, wtedy pojawia się kłopot. Masz większą tendencje do podejmowania złych decyzji i robisz to o wiele za szybko. To dziwne, ale tradycyjne media są znacznie lepsze w odpieraniu zagrożeń, płynących z reklam, niż te nowe, małe i bardziej dynamiczne media. Te są często bezradne, nie maja wystarczającej siły, tradycji, a ich twórcy nie dysponują odpowiednią wiedzą, aby oprzeć się tym wszystkim handlowym zawiłościom. To, co zauważyłem przez ostatnie 15 lat rozwoju blogowania, to fakt, że niesamowicie trudno stać się komercyjnym fenomenem w sieci, a jednocześnie trzymać się z dala od egocentryzmu, związanego z szybkim zarobkiem.

AP: Niebawem pojawisz się w Gdańsku, znanym jako Miasto Wolności. Co dla Ciebie, jako dziennikarza, publicysty, mówcy, autora książek, znaczy wolność?

CT: Pojęcie mojej wolności, jako dziennikarza, pojmuję dwojako. Istnieje dla mnie wolność od i wolność do. Mam na myśli wolność od czegoś i wolność do robienia czegoś. Dla mnie, jako twórcy, wolność do robienia czegoś to wolność do odkrywania tematów, które pragnę zgłębić, do wyrażania siebie, nawet wtedy, gdy nie wszyscy czują się z tym komfortowo. To niesamowicie ważne. Istnieje dla mnie także wolność od czegoś, czym może być wolność od rządowych układów, co w pewnych krajach objawia się zdaniem: „Nie możesz tego mówić, bo wsadzimy Cię do więzienia”, czy wolność od dużych korporacyjnych zależności typu: „Nie chcemy żebyś to mówił, to godzi w nasz interes”. To są dwa typy wolności, które ja jako pisarz i intelektualista chcę posiadać. Gdy piszę dla tradycyjnych mediów jak „The New York Times” czy „Wired”, to wiem, że te organizacje są naprawdę niezłe w odpieraniu rządu, czy korporacji i ich oczekiwań. Zakładając oczywiście, że żyjesz w kraju, który nie posiada rządu o charakterze represyjnym, narzucającym twórcom określony ton wypowiedzi. Stany Zjednoczone, Kanada z której pochodzę, Polska czy Wielka Brytania posiadają tradycję wolności słowa. Jednak istnieje ciągle wiele spraw, które spędzają dziennikarzom sen z powiek. Martwią się o bycie pozwanym przez wielkie korporacje lub trapią się ingerencją rządu na każdym poziomie. Wielkie organizacje są na to dobrze przygotowane, np. „The New York Times” ma ogromną reputacje, a do tego jeszcze rzesze świetnych prawników. W odniesieniu do tak dużej firmy rząd i duże korporacje są stosunkowo ostrożne, zanim zdecydują się zadziałać w sprawie dziennikarza, piszącego na niewygodny temat. Rzecz jasna istnieją także ograniczenia, co do tematyki, jaką możesz poruszać, wynikające z uwagi na zyski redakcji. Dzieje się tak dlatego, że nie na wszystko jest miejsce w gazecie, ale też dlatego, że dziś publikuje się tak naprawdę to, co czytelnicy chcą czytać, bo za czytelnikiem idą zyski. I to akurat w świecie biznesu jest poniekąd zasadne, choć równolegle ogranicza to pełną swobodę pisania tego, co chcesz. Z drugiej strony tworzę swój blog, piszę także dla różnych grup blogowych i w nich właśnie wolność intelektualna jest totalnie nieograniczona. Mogę mówić o rzeczach, za których napisanie artykułu nikt by mi nigdy nie zapłacił. Nie często to robię, ale jeśli tylko mam szansę, to podejmuję się tego. Nawet dzisiaj, chwilę przed rozmową z Tobą odwiedziłem blog mojego kolegi, który poruszył temat trudności w uczeniu się wiersza na pamięć. Na jego szczęście uczyłem się kiedyś nawet dokładnie tego samego wiersza, więc odpowiedziałem na jego post, dzieląc się moimi technikami na jego opanowanie. To jest klasyczny przykład nowoczesnej, interaktywnej komunikacji, za którą w komercyjnym świecie nikt by nie zapłacił. Poradnik nauki wiersza? (No może Buzzfeed? – AP). W świecie wirtualnym posiadamy wolność robienia tego, co chcemy i to jest fantastyczne! Niezła alternatywa w odniesieniu do świata komercyjnego. W kwestii blogów musimy z tą wolnością pójść o krok dalej, ponieważ to naprawdę zależy tylko od nas. Teoretycznie nie musimy na tym zarabiać, zarabianie pieniędzy na blogu nie może być celem i to właśnie sprawia, że ta wolność jest olbrzymia. Będąc osoba niekomercyjną, nigdy nie umieszczam reklam na swoim blogu, nigdy nawet nie chciałem tego robić, wyłącznie dlatego, że od zawsze wierze w to, że nie robię tego dla pieniędzy. Chcę to robić wyłącznie dla mojej intelektualnej satysfakcji. I to jest rodzaj niesamowitej wolności. Problem jest jednak taki, że blogi są małą formą, nieposiadającą jakiegoś rozbudowanego personelu, jest tylko jeden człowiek i to sprawia, że taką osobę łatwo jest przykrócić w niektórych krajach. Np. wtedy, kiedy władze podejmują decyzję o zamknięciu bloga, czy chociażby taką decyzję wymusza wielka korporacja, często także poprzez organy państwowe. W krajach, w których nie ma konstytucyjnej wolności słowa za pisanie pewnych rzeczy siedzisz w więzieniu. Jeśli przeanalizujesz liczbę dziennikarzy, odbywających swoje wyroki w więzieniach na przestrzeni ostatnich 10 lat, zauważysz, że jedną z największych grup tworzą właśnie blogerzy, niezależni twórcy, którzy nie mają środków obrony w takich sytuacjach, obrony, jaką posiadają ludzie w wielkich organizacjach medialnych. To problem pełnej wolności, który bardzo mnie martwi. Wolnością możesz się cieszyć, ale jednocześnie, w wielu miejscach na świecie, możesz ją utracić, ryzykując swoją działalnością w blogosferze.

AP: Jaki blog nazwałbyś wartościowym, jakie blogi czytasz najchętniej, na czym najbardziej powinni się koncentrować twórcy, by swoją działalnością wytwarzać konkretną wartość dla swoich czytelników?

CT: Lubię blogi, które nacechowane są obecnością osoby autora oraz jego sposobem myślenia. Lubię czuć, jakbym podsłuchiwał kogoś, kto głośno myśli. Ten rodzaj blogów lubię najbardziej. W odniesieniu do zawartości i tematyki blogów są trzy albo cztery rzeczy, o których czytam z przyjemnością. Jedną z nich jest coś, co niesamowicie uwielbiam, pewnie dlatego, że jestem nerdem – uwielbiam nauki ścisłe i mądre dyskusje o nich. Fascynują mnie rozmowy i blogi o tematyce związanej z technologią, ale nie mam na myśli blogów, recenzujących produkty. Lubię bystrych ludzi, nawet nastolatków, którzy maja przemyślenia nt. społecznych powiązań z technologią. Blogi są doskonałą formą zaspokajania niesamowicie małych, niszowych potrzeb ludzkich. Jeśli tylko interesuje mnie jakiś temat, zawsze mogę znaleźć kogoś, kto z pozytywną obsesją prowadzi o tym bloga. Trzy albo cztery miesiące temu, wiosną, pojechałem pod namiot ze swoja rodziną. Badałem i obserwowałem obozowiska w New Jersey, w Nowym Yorku i Pensylwanii. Spacerując okazało się, że to, co podobało mi się w tych miejscach najbardziej, to Ci zafascynowani obozowiskami blogerzy(sic!), którzy jeżdżą w różne miejsca, po czym tworzą obszerne recenzje odwiedzonych miejsc i to jest właśnie ta wiarygodność i solidność, o której rozmawialiśmy. Ktoś to robi w związku ze swoją pasją, ci ludzie wierzą w to, co robią. Czy spędziłem cały swój czas na czytaniu blogów o obozowiskach? Nie, poświęciłem na to trzy dni, ale cieszę się z tak spędzonego czasu, to była dla mnie nowa lekcja. Jedną z pozytywnych rzeczy, która dotyczy blogowania jest to, że ona odblokowuje wiedzę o codzienności. Osoba, która tworzy te wszystkie biwakowe blogi to może być ktoś, kto na co dzień pracuje w agencji ubezpieczeń albo w restauracji i posiada całą potrzebną mu do tego wiedzę, ale to właśnie biwakowanie jest rzeczą, którą uwielbia, zgłębia i którą jest zafascynowana. To właśnie blogowanie pozwala mu uzewnętrznić całą swoją wiedzę na ten temat i wysłać ją w eter, a ludzie tacy jak my mogą z tego czerpać korzyści. To jest absolutnie magiczne.

AP: Pomówmy o Twojej książce. Ma ona podtytuł „How technology is changing our minds for the better”. W jaki sposób – Twoim zdaniem – technologia dokonuje tej zmiany?

CT: Nowoczesna technologia czyni nas mądrzejszymi, ponieważ łączy nas intelektualnie, zachęca do głośnego wyrażania swoich myśli, do publikowania i to właśnie tworzy nowy typ opinii publicznej, której wcześniej nie było. Mam na myśli to, że większość ludzi, zanim pojawił się Internet, nigdy tak naprawdę nie uzewnętrzniała niczego, o czym myślała i nie dzieliła się posiadaną wiedzą. Nigdy nie było na to szansy, więc wszystko to, co mieli w głowach, zostawało w nich. Umiejętność mówienia głośno przed całym światem, kontaktowanie się z ludźmi, którym zależy na tych samych kwestiach, jest przykładem tego, jak nowoczesna technologia czyni nas mądrzejszymi. I tak może być ze wszystkim. Nieważne, czy jest to fotografia, poezja, czy chodzi o panele dyskusyjne, czy nagrania video, dyskusje o sporcie, czy cokolwiek innego. To, na co pozwala nam Internet, to odkrywanie, że jest cała masa ludzi, grupa znacznie większa, niż dotychczas myśleliśmy, która ma niesamowicie wartościowe rzeczy do powiedzenia i one są także cenne dla innych. Clay Shirky, który jest fantastycznym autorem i mówcą, jakieś sześć albo siedem lat temu powiedział: „zwykliśmy myśleć, że technologia uczyni nas mądrzejszymi, ponieważ daje nam dostęp do większej ilości informacji”. I to jest prawda. To jest coś niesamowicie drogocennego, możliwość natychmiastowego dostępu do tak dużych zasobów wiedzy. Ale to, co powiedział udowadnia również, że przeceniamy wartość dostępu do informacji, a nie doceniamy wartości dostępu do samych siebie. Kluczowym wnioskiem z mojej książki jest to, że Internet daje nam znacznie więcej możliwości kontaktu ze sobą nawzajem oraz dostępu do tego, co znajduje się w naszych umysłach – wszystkich naszych pomysłów, całej naszej wiedzy, myśli, opinii, rozmów, które prowadzimy. Wszystko to dostało szansę ujrzeć światło dzienne i stać się czymś niebywale wartościowym. Niestety, niesie to też ze sobą wyzwania i złe rzeczy. To fantastyczne, że mogę skorzystać z Internetu, aby znaleźć ludzi, którzy interesują się biwakowaniem w New Jersey, ludzi, którzy chcą nauczyć się poezji Kim Wayans, albo ludzi, których interesuje obliczeniowe orgiami (ang. Computational Orgiami). Jednostki mogą znaleźć podobnych do siebie ludzi w ogromnej masie. Problem w tym, że tak samo mogą odnajdywać się np. terroryści, pedofile itd. Dzięki internetowi dobrzy ludzie stają się mądrzejsi, ale to samo dotyczy złych ludzi, znajdują oni nowe sposoby na swoją przestępczą aktywność. Moja książka jest rozprawą intelektualną, nie moralną. Rzeczywiście stajemy się mądrzejsi, ale nie staram się mówić, że to sprawia, że jesteśmy lepsi, w niektórych przypadkach stajemy się nawet gorsi. Ta sytuacja to naprawdę wielkie wyzwanie dla społeczeństwa. Wyjątkowo negatywny przykład? Każdego dnia coraz więcej kobiet, i to na dodatek bardzo mądrych kobiet, jest znieważanych, podobnie jest z ludźmi pochodzącymi z mniejszości narodowych. Bez względu na kraj, wszędzie możesz znaleźć mniejszość narodową, która jest silnie atakowana w Internecie. Czy da się to naprawić? Nie wiem. Kiedy prowadzisz rozmowy w sieci, kiedy piszesz bloga lub umieszczasz posty, robisz to dzięki oprogramowaniu, które zostało do tego stworzone od podstaw. Prawdopodobnie można stworzyć je na nowo lub znacząco ulepszyć, po to, by pomagało łatwiej identyfikować szkodliwe i obraźliwe treści oraz zmniejszało wpływ głupców na opinię publiczną. Niestety, w tym miejscu ponownie powraca kwestia komercjalizacji. Większość miejsc, w których aktualnie prowadzone są rozmowy, czyli np. Facebook czy Twitter, czerpie energię z tego, co dzieje się w ich obszarze. Gigantyczna ilość komentarzy pod postami to pośredni element generowania przychodu. Te firmy nie mają więc ochoty, ani intencji, aby ograniczać to, co dzieje się w ich przestrzeni, pod warunkiem, że nie są łamane oczywiste kwestie etyczne, zauważane i zgłaszane przez użytkowników. Dla tych serwisów milion ludzi czytających całkowicie seksistowskie i rasistowskie posty to coś całkowicie normalnego, dzięki czemu mogą zarabiać pieniądze. Internet uczynił nas dużo mądrzejszymi, ale także uczynił złych ludzi bardziej efektywnymi. Istnieje sposób, żeby zaprojektować nasz świat tak, aby stał się mniej prawdziwy i to silnie mnie niepokoi, ponieważ wielkie korporacje nic z tym nie robią, nie podejmują żadnych działań. Z pewnością nieraz zetknąłeś się z blogami prawdziwie niezależnymi, tworzonymi przez ludzi, którzy szczerze są zainteresowani publicznym myśleniem. To oni robią wielką społeczną robotę, upewniając się wielokrotnie, czy aby sami postępują właściwie. Każdy, kto prowadzi naprawdę wartościowego bloga pracuje ciężko nad jakością swoich treści i rozmów. Nie da się stworzyć dla nich algorytmu, czy korzystać z obsługi zewnętrznej. Aby je rozwijać, trzeba wszystko robić samodzielnie. To jest właśnie część intelektualnego działania. Dlatego dla mnie pozytywną rzeczą dotyczącą blogowania jest to, że ludzie ciągle to robią. To dowód na to, że istnieje droga do lepszego myślenia i bardziej wartościowych rozmów.

AP: W swojej książce stwierdziłeś, że jednym z najważniejszych wyzwań naszych czasów jest to, by wiedzieć, kiedy „nowe” technologie zastąpić „starymi”. Możesz rozwinąć?

CT: Żadna technologia tak naprawdę nigdy nie umiera. Mam na myśli to, że jeśli rzeczywiście jest ona dobra dla mediów, ale i dla zwykłych użytkowników, to nigdy ona nie odejdzie w zapomnienie, ponieważ zawsze będzie miała dla kogoś wartość. Tyle mówiono, że książki znikną, a jednak tak się nie stało. Mają się całkiem dobrze. Co więcej, w USA znacząca liczba wydawców odnotowuje rekordowe zyski. Mała dygresja – myśląc o definicji książki, to z historycznego punktu widzenia znaczy ona rozprawę dużych rozmiarów. Wystarczy, że cofniesz się do XVII czy XIX wieku, kiedy to ludzie pisali po 120 książek, których długość wynosiła 6000 słów. I tak właśnie wyglądały książki. Osobiście uważam, że naturalna długość książki powinna wynosić jakieś 70 tysięcy słów. Aktualnie książki skomercjalizowano i stały się zbyt długie. Wszyscy znamy tę sytuację, gdy aż chce się powiedzieć: „Dobry Boże, to wygląda jak artykuł z magazynu, a ktoś zamienił to w książkę”. Dobre media rzadko umierają, na szczęście te złe umierają znacznie częściej. Taśma magnetofonowa odeszła w zapomnienie i dobrze, bo to był koszmarny wynalazek. W jakimś stopniu żywotność płyty CD też ma się już ku końcowi, na całe szczęście. Czy jednak są jakieś wartościowe formy komunikacji, które tracimy? Myślę, że tak. Przykładem niech będą listy pisane ręcznie, których praktycznie już nie ma. Było w nich coś uroczego, ponieważ to było wymagające zajęcie, musieliśmy się na tym skupić. Napisanie listu zabierało nam bardzo dużo czasu, ale przykładaliśmy się do tego. Gdy otrzymałeś list, czułeś się tak, jakbyś został obdarowany prezentem w postaci czyjegoś czasu. W listach skrywało się zawsze coś pięknego. Szkoda, że ta forma została wyparta i zniszczona przez maile i inne tego typu szybkie komunikaty. Myślę, że utraciliśmy znacznie więcej, niż zostało nam to zrekompensowane przez rozwiązania, które zyskaliśmy.

AP: Piszesz też o tym, jak rozszerzamy swoje umiejętności poprzez technologię (tzw. Augmented ourselves) – czy gdyby teraz nam tych narzędzi zabrakło, dałoby się zauważyć wyraźne spowolnienie rozwoju społeczeństwa? Umielibyśmy „powrócić” do tego, jak egzystowaliśmy przed Internetem, smartfonem etc.?

CT: Warto sobie zadać pytanie, czy staliśmy się aż nadto ufni i zależni od nowych technologii? Zdecydowanie uważam, że tak właśnie jest. Wiele osób w dzisiejszych czasach czuje zadowolenie, kiedy nauczy się czegoś, ale nie z książek, a np. poprzez sprawdzenie w Google, podpytanie znajomego będącego online, czy to poprzez Facebooka czy jakkolwiek. Czy to zły nawyk? Niekoniecznie! To, co odróżnia gatunek ludzki od zwierząt to fakt, że możemy polegać na narzędziach, które aktualnie mamy pod ręką, które znajdujemy obok siebie, a które poszerzają lub wzmacniają naszą wiedzę. Spójrz tylko na człowieka, my jesteśmy przecież absurdalnie niedopasowani i niedostosowani do życia na ziemi. Nie potrafimy się bronić, nie mamy zdolności, do przetrwania, a jedyną pomocą, dzięki której człowiek może mieć szanse, by przeżyć, są narzędzia z których korzystamy. Mam 47 lat i dorastałem mając ołówki, papier, tanie długopisy i maszynę do pisania. To były rzeczy, z którymi dorastałem, komputery były dla mnie nowe i dziwaczne, podobały mi się, ale były nowe, drogie i nieokreślone pod względem ich użycia. To tak, jak z telefonami. Dla wielu starszych osób wciąż są one nowe i dziwne. Osobiście nie uważam np. pióra kulkowego za jakąś nadzwyczajną i zaawansowaną technologicznie rzecz, ale moi dziadkowie nie mieli dostępu do takich przedmiotów, a długopisy w tamtych czasach naprawdę były beznadziejne. Około roku 1910 kiedy chciało się napisać list, potrzebny był kałamarz, w którym zanurzało się pióro i zaczynało się pisać. Zwykle papier szybko się darł, a kartka obfitowała w całą masę atramentowych kleksów. Pisanie trzeba było zaczynać od nowa. Na napisanie dwóch akapitów listu zwykle potrzebowano około godziny czasu. Kiedy na rynku pojawiło się pióro kulkowe, a było to w okolicach lat 40 XX wieku, kosztowało $100 za sztukę. Był to trochę taki iPad tamtych czasów. Jednak warto było wydać te pieniądze, ponieważ pomagało ono znacznie szybciej pisać listy. Zmierzam do tego, że każda nowinka technologiczna na początku jest dziwna lub niezrozumiała, ale z czasem mocno się od niej uzależniamy. My tych rzeczy nie znamy, bo nie dorastaliśmy z nimi, dlatego uznajemy je często za niepotrzebne. Nasze dzieci będą dorastały w ogromnym przyzwyczajeniu do technologii, ale też i dużo szybciej od nas pojmą ich dobre i złe strony. Nie martwię się tym, że ludzie stają się zbyt zależni od technologii, tak było zawsze. Warto jednak starać się zrozumieć, jak nowinki technologiczne wpływają na sposób Twojego myślenia. Osobiście czerpię bardzo dużo radości z bycia całkowicie offline. Podczas weekendów nie spędzam zbyt wiele czasu w sieci. Chcę obserwować różnicę pomiędzy tym, jak pracuje mój umysł, kiedy jestem w sieci i poza nią. Pisząc artykuły często korzystam przez dłuższy czas z klasycznych narzędzi, jak kartka i ołówek, ponieważ kieruje to mój mózg na inne tory niż te, z których korzystam podczas pracy z edytorem tekstu. Czasami, kiedy rozmyślam na pewne tematy, zamiast zwyczajnie je wygooglować, próbuje określić i oszacować odpowiedź. To jest naprawdę interesujące, gdy intelektualnie starasz się z danym pytaniem zmierzyć. Sprawdzisz dzięki temu, czy jesteś w stanie wymyślić coś racjonalnego, czy też jesteś w totalnym błędzie. Stanowi to niesamowicie istotną część krytycznego myślenia. Regularne odsuwanie się od technologii, której na co dzień używamy i próba funkcjonowania bez niej przez jakiś czas, to również naprawdę dobre ćwiczenie. Pozwala ono lepiej zrozumieć jak działa dane rozwiązanie i do czego naprawdę go potrzebujemy. To czyni nas bardziej krytycznymi, inteligentnymi i bardziej świadomymi użytkownikami nowych technologii. 

AP: Moje ostatnie pytanie dotyczy cytatu, pochodzącego z Twojej książki. Napisałeś, że: “Nasi przodkowie uczyli się, jak więcej zapamiętać, my musimy nauczyć się, jak zapominać”. Jak to wytłumaczyć?

CT: Kiedyś informacja była rzeczą bardzo rzadką. Jeśli chciałeś mieć pewność, że będziesz miał jeszcze do niej dostęp, to musiała ona być w Twojej głowie, ponieważ mogłeś nigdy więcej nie mieć w ręku książki, z której ją zdobyłeś. Albo osoba, która Ci to powiedziała już nigdy mogłaby Ci tego nie powtórzyć, bo nie będzie jej w Twoim otoczeniu. W związku z tym, gdy informacja była na wagę złota, umiejętność zapamiętania jej była rzeczą wyjątkowo pożądaną. W świecie współczesnym wszyscy ludzie przenieśli się do stanu, który ja nazywam „biblioteką nauki”. Idziesz do biblioteki, a tam to bibliotekarz jest najbardziej wartościową osobą, która może odpowiedzieć na każde Twoje pytanie. Jednak odpowiada na to pytanie nie dlatego, że zna odpowiedź, a dlatego, że wie, gdzie tę odpowiedź znaleźć. Jeśli chciałbyś zapamiętać choćby część tego, z czym spotykasz się każdego dnia, nie byłbyś w stanie. Zbyt dużo mediów nas otacza. Jeśli tylko spojrzę na swoje biuro, to wiesz co widzę? Sześć książek Powdera, dwa magazyny, sterta dokumentów i 50 wizytówek. Cała masa mediów. Do tego jeszcze komputer z całym mnóstwem informacji i 5 aktualnie otwartych stron internetowych plus Twitter – to zdecydowanie za dużo. Jedynym sposobem zarządzania tym wszystkim jest ignorowanie lub zapominanie o tym, co w danym momencie nie jest dla nas wyjątkowo użyteczne. Spoglądam na to wszystko i znajduję rzecz, która jest mi przydatna i z niej korzystam. Coś, co w danej chwili jest dla mnie znaczące zawsze znajduje się w centrum mojego zainteresowania. Ze wszystkich sił staram się zachować to w swojej pamięci. Gdy nasze umysły są w coś silnie zaangażowane, praktycznie nie jesteśmy w stanie myśleć o niczym innym, a całą resztę nawet podświadomie ignorujemy.

Adam Przeździęk: Dziękuję za poświęcony czas. Nie mogę doczekać się naszego spotkania w Gdańsku. Do zobaczenia.

Clive Thompson: Dziękuję i do zobaczenia w Polsce.

Pozostałe rozmowy z tej serii: 

O reklamie z Andrzejem Bukowińskim – zdobywcą 25 nagród na Cannes Festival.
Neil Harbisson: „Moim ulubionym kolorem jest podczerwień”.
Erica Orange i Jared Weiner: „Zbyt wiele firm wierzy w to, że są niewidzialne, że zmiany ich nie dotyczą”.
James Wallman: „Stuffocation to materialny odpowiednik epidemii otyłości”.

Polityka prywatności

Strona wykorzystuje pliki cookies w celach wyłącznie statystycznych. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były instalowane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na wykorzystanie plików cookies.

Kontakt